Cztery gole zaliczki Gresty i tylko jedna bramka TAF-u

W dwóch pierwszych ćwierćfinałach Gresta/Espack/Sadowska pokonała Noe-Trans Przysiersk 5:1, a TAF Toruń zwyciężyła GMD Plus/Aut Mor tylko 4:3. Torunianie na własne życzenie zafundowali sobie trudny rewanż, bo prowadzili już 4:1, ale wycofali bramkarza, co zemściło się w końcówce.

 

Relacje:

Noe-Trans Przysiersk – Gresta/Espack/Sadowska 1:5 (0:2)

Bramki:

Noe-Trans: Subkowski 1

Gresta: Wenerski 1, Ernest 1, Kolmajer 1, Wiśniewski 1, Słaby 1

Żółta kartka: P. Gerke (Noe-Trans)

MVP: Tomasz Wiśniewski (Gresta)

 

Obie drużyny podeszły do tej futsalowej wojny bardzo poważnie, o czym świadczy obecność na parkiecie aż 26 graczy łącznie w obu zespołach. Noe-Trans zaskoczył nawet transferem Patryka Kiełpińskiego z Radboxa. Pierwszą bramkę dla Gresty w 6’ minucie w zamieszaniu podbramkowym strzelił Tomasz Wiśniewski. Na 2:0 w 10’ minucie podwyższył Adam Kolmajer. W międzyczasie piłkarze Noe-Trans mieli również swoje doskonałe okazje, ale świetnie w bramce spisywał się Semrau. Zgodnie z oczekiwaniami Noe-Trans postawiło na mocną, fizyczną grę, co przez dugi czas sprawiało Greście problemy szczególnie przy konstruowaniu akcji. Kolejny gol padł dopiero w 7’ minucie drugiej połowy po uderzeniu Wojtka Ernesta. Gracze z Przysierska mieli jednak kolejne świetne sytuacje, a największym pechowcem okazał się Patryk Kiełpiński, bo po jego strzale piłkę z bramki wybijał obrońca Gresty. W końcu jednak ekipa z Przysierska zdobyła upragnionego gola po uderzeniu Subkowskiego. Co ciekawe dosłownie kilka sekund później Noe-Trans stanął przed szansą strzelenia gola kontaktowego. Po potężnym uderzeniu Kiełpińskiego z karnego przedłużonego piłka trafiła jednak w poprzeczkę. W odpowiedzi Gresta uderzyła podwójnie. Dwie świetne asysty zaliczył Tomasz Wiśniewski, a jego akcje wykończyli Paweł Słaby i Łukasz Wenerski. Skończyło się na pewnym zwycięstwie Gresty 5:1, choć gdyby „Raul” trafił z karnego przedłużonego to losy meczu mogły potoczyć się inaczej. Na największe zasłużenie wśród zwycięzców zasłużyli, bramkarz Daniel Semrau, który z pewnością wybronił kolegom ten mecz oraz strzelec bramki i zdobywca dwóch asyst Tomasz Wiśniewski. Zaliczka czterech goli wydaje się być bardzo pewną w kontekście meczu rewanżowego.

 

GMD Plus/Aut-Mor Bukowiec – TAF Toruń 3:4 (0:1)

Bramki:

GMD: Ejankowski 1, Mik 1, Ratkowski 1

TAF: Kraśniewski 3 (1 z przedłużonego karnego), Jankowski 1

Żółte kartki: Stankiewicz, Glazik, (GMD Plus), Kraśniewski (TAF)

MVP: Krystian Kraśniewski (TAF Toruń)

 

Torunianie na własne życzenie zafundowali sobie trudny mecz rewanżowy. Mistrzowie drugiej ligi z GMD od samego początku postawili na twardą defensywę. Skład niżej notowanego zespołu wzmocnił jako transfer ze Skody, Patryk Stankiewicz. Zespół GMD długo stawiał opór. Torunianie pierwszą bramkę zdobyli dopiero na minutę przed końcem pierwszej połowy po uderzeniu Kraśniewskiego. Na początku drugiej połowy dość szybko gola wyrównującego strzelił Damian Ejankowski. Potem wydawało się, że torunianie złapali już swój rytm. Po kilkudziesięciu sekundach znów odzyskali prowadzenie po bramce Jankowskiego. Ekipa GMD szybko przekroczyła limit fauli i w 9’ minucie drugiej części bramkę na 3:1 z karnego przedłużonego dołożył Kraśniewski. Ten sam zawodnik półtorej minuty później podwyższył na 4:1, kompletując hat-tricka i mocno przybliżając się do złotego buta za cały sezon. Przewaga torunian była już wyraźna i wtedy stało się coś zupełnie niezrozumiałego. Drużyna z Grodu Kopernika zapragnęła chyba już w pierwszym meczu rozstrzygnąć losy awansu, bo wycofała bramkarza! Już pierwsza akcja zakończyła się dla torunian kuriozalnie. Michał Suchocki wyrzucił piłkę wprost pod nogi Radosława Mika, a ten uderzył z pierwszej piłki i zrobiło się tylko 2:4. Mistrzowie II ligi poszli za ciosem i po świetnej indywidualnej akcji Jakub Ratkowski dołożył kolejną bramkę. Przewaga torunian stopniała nagle tylko do jednego gola, a gra w hokejowym zamku z wycofanym bramkarzem w ogóle nie przyniosła żadnego efektu. Mało tego, w ostatniej minucie gracze GMD wyszli z szybkim kontratakiem i w sytuacji trzech na jednego, Jakub Ratkowski nie zdążył podać do żadnego z kolegów, tylko sam próbował szczęście i minimalnie się pomylił. Sensacyjny remis był o włos, ale zwycięstwo jedną bramką nie może zadowalać ekipy z Torunia, która zamiast przyjechać na „spacerek” będzie musiała w rewanżu znów mocno się postarać, aby zameldować się w Gali Finałowej.

TK